środa, 27 marca 2013

Rozdział siódmy, księga pierwsza - Nienawiść.

W końcu! Nie wiedziałam, że tak szybko sie wyrobie, szacowałam nową notkę na piątek o__O Miłe zaskoczenie.
Jestem w miarę zadowolona z tej notki, nawet długa. Scena walki niezrozumiała, bo nie umiem ich pisać.




     Kolejne kilka dni poświęcili na treningi, uzgadnianie strategii. Minęły one spokojnie, na pozór blondynka i geniusz z Liścia zapomnieli o tym co zaszło trzy tygodnie temu. Lecz w ich myślach działo się coś innego, coś czego nigdy nikt by nie przypuszczał. Młody Nara musiał jednak szybko wsadzić te myśli do szufladki z napisem „Ważne, ale na później”. W sumie to i z tym miał problem, bo nie wiedział czy sprawa nie powędrowała z mózgu do serca. Myślał – To przecież mój organizm! Mózgu, nie zrobisz mi tego! Nigdy mnie nie zawiodłeś… Czemu teraz, teraz kiedy mam ważniejsze sprawy na głowie?! Jednak wszystko niesprawiedliwie i niekorzystnie dla, zarówno, szatyna jak i powodzeniu misji, nijak nie sprzyjało. Przez dokładnie szesnaście dni był mocno rozkojarzony, ale na szczęście – po poważnej rozmowie z umysłem, stłumił te wspomnienia. Tak po prostu, kompromis polegający na chwilowemu zapomnieniu, będzie się tym martwił po ukończeniu zadania.
      Zielonooka miała, w porównaniu do Shikamaru, z górki. Wiedziała, że zemsta jest najważniejsza. Chęć pomszczenia brata została jej życiem, mimo tej tragedii, często żartowała, że zmienia się w Sasuke Uchiha. Nikt nie przeczył, chyba w każdej wiosce ludzie znali jego historię. Twierdziła także, że za parę lat, kiedy sama wytłucze nową grupę, o niej będzie tak głośno.
        Jinchuuriki Dziewięciooginastego miał niemały problem ze zrozumieniem humorków swoich kompanów, nagłe wahania nastrojów Temari nazywał, po prostu, okresem. Te straszne, kobiece dni zawsze wywoływały u niego dreszcze. Sakura bywała wtedy bardzo niebezpieczna… I agresywna… - myślał. Aczkolwiek miał problem z nazwaniem tego u Shikamaru. Odrzucił, choć nie od razu, to, że jest on kobietą. Ewentualnie kobietą w ciąży. Pozostał przy wersji „Udzielił mu się humor Temari, ten teges!” – i tak było… Dobrze.
        Dzień trzydziesty drugi. W końcu uzyskali wymarzoną współpracę, powoli mijały poważne spory. Zostały tylko te malutkie, nieszkodliwe. Drobne droczenie się Nary z kunoichi, nic więcej. Co było, naprawdę, ogromnym plusem. Całe dnie spędzali poza wioską na treningi oraz małe rozeznanie. Wbrew pozorom, nie było tak łatwo wytropić Uchihę. Wiedzieli, że muszą się pozbyć ich za wszelką cenę, to już nie była mała zemsta Wioski Piasku, a mała szarża Sojuszu.  W każdej osadzie trwały spore obrady dotyczące nowej organizacji, „prezentów” pozostawionych przez Akatsuki oraz drobnych złodziejaszków podszywających się pod mising-nin’ów rangi S.
          W dużym pokoju, na środku którego leżał niebieski dywanik  a przy sporym oknie, piaskowe biurko, siedział czerwono-włosy i przeglądał dokumentacje geninów. Westchnął przeciągle. Nie wiedział po co to robi, pewnie by zabić nudę, która jak dotąd w pracy nigdy go nie sięgnęła. Ujął w dłonie biały kubek z herbatą i upił z niego łyk. Odłożył naczynie i odwrócił się na krześle, spojrzał w okno ; było wyjątkowo zimno, co go niepokoiło. Kiedy miał się oprzeć o parapet, rozległo się pukanie do drzwi.
- Wejść. – mruknął na tyle głośno by gość go usłyszał. Nie odwracając się od szyby, słuchał przybysza.
- Otóż, Gaara-sama, nadal nie mamy wieści i rada zastanawia się by – uniósł rękę na znak by nie na chwilę zamilkła.
- Wiem o tym doskonale. Przedyskutowałem z radą to już wczoraj. – stwierdził odwracając się, uniósł delikatnie kącik ust. – Myślę, że o tym wiedziałaś. Czyżbyś… - przeciągał, zlustrował jej twarz na której pojawiało się zmieszanie. – Czyżbyś szukała pretekstu do spotkania się ze swoim ulubionym nauczycielem? – spytał się unosząc lewą brew ku górze. Jej zachowanie zawsze go bawiło, dużo ćwiczył by nie śmiać się z tego. Ta dziewczyna swoimi minami, po prostu poprawiała mu humor po stracie brata. Dużo sobie, nawzajem, zawdzięczali.
- Nie…  Ja, tylko… Bo… - spojrzała na drzwi, ucieczka była niemożliwa. – A… Jakby, no… Właśnie! – krzyknęła zdecydowana, postanowiła zmienić temat. Odchrząknęła. – Kogo wyślesz na sprawdzenie stanu misji, Gaara-sama?
No więc zmienia temat, jak zwykle. – stwierdził w myślach i spojrzał na zdjęcia leżące na szafce.
- Myślałem nad dwójką jouninów. – mruknął. – Jeśli przez następny tydzień nie dostaniemy wiadomości, wtedy wyruszą.
- Po, po… Po co?! – wyburczała z siebie, czerwona ze złości, jej czarne oczy zdawały się być jeszcze większe niż zwykle. Chudymi dłońmi zaczęła machać na wszystkie strony i próbując coś z siebie wydusić. – Przecież jestem ja! Widziałeś, Gaara-sama, jak poradziłam sobie na Egzaminie na Chuunina! Spisałam się nieźle… Prawie zginęłam, ale zremisowałam z Jinchuurikim Uzumakim… Należą mi się brawa i lepsze misje, Gaara-sama! – wyjąkała, sama nie wiedziała, że powiedziała tak wiele.
      Czerwono-włosy nie powiedział nic, uniósł tylko lewą brew ku górze i zajrzał w papiery. Zaczął coś kreślić, mazać – nie sprawiało mu to wielkiej radości, z twarzy nie schodził grymas poirytowania. Nie chciał by jego jedyna, ważna i dość napalona (na walki, bez skojarzeń! Albo z… ._. – aut.) uczennica tak ryzykowała. Gdyby stracił ją, załamałby się całkowicie. Była takim głośnym, denerwującym, kochanym, małym obiektem. Obiektem, który zawsze poprawiał mu humor. Niech będzie. – pomyślał zielonooki wręczając papiery szatynce. Ta widząc tekst wyraźnie się ucieszyła, krzyknęła „Dziękuje, Gaara-sama!” i wybiegła z biura. Były jinchuuriki mimowolnie się uśmiechnął, usiadł przy biurku i wrócił myślami do Egzaminu na Chuunina….
     Zmieniono odrobinę politykę Egzaminów na Chuunina, nie przekazując z kim będzie dany shinobi miał do czynienia w ostatniej rundzie. Ninja musi być przygotowany na wszystko, tak stwierdził Raikage i Mizukage go poparła. Normalnie Gaara także by się z tym zgodził, ale w tym razem jego uczennica startowała do ów egzaminu. Pierwszy raz, co dziwiło widząc jej wiek, lecz to przez nadopiekuńczego nauczyciela. Niby każdy potakiwał na zdania „Nie była jeszcze gotowa.” ; „Przegrana by ją zniechęciła.” ; „Nie było wiele czasu.”- w duchu, lub w towarzystwie znajomych, twierdziło się już co innego. Ba, nawet takimi „zdradzieckimi plotkarzami” okazali się Kankurou i Temari. Aczkolwiek, w końcu, Matsuri dożyła tego egzaminu. Jej umiejętności były dość wysokie, więc bez stresu podchodziła do zadań. Kiedy doszła do etapu trzeciego, była ciekawa z kim przyjdzie jej walczyć. Stojąc na arenie w Kirigakure, oparta o barierkę, była uśmiechnięta… Do czasu. Kiedy usłyszała z kim walczy, spanikowała. A kto by się ucieszył?
- Matsuri z Wioski Piasku i… Naruto Uzumaki! – na „narodowym” rozległ się znudzony głos Shikamaru, w duchu był ciekawy walki, jak każdy.
Na pole bitwy zbiegł wesoły blondynek, stanął grzecznie na ustalonym „krzyżyku” i czekał na przeciwniczkę. Ta stwierdziła, że chce żyć i, że ma dość. Podbiegły do niej dwie kunoichi Suny, żwawym krokiem, na dodatek się uśmiechały. Każdy był pewny, że będą ją uświadamiać o wadze tej sytuacji oraz, że będą ją wspierać.
- Taak… - jęknął przeciągle marionetkarz widząc spadającą czarnooką z balkonu na arenie.
„Przypomina mi kogoś.” stwierdziła w myślach Temari śmiejąc się pod nosem.
Kiedy oboje byli już gotowi, to znaczy, Uzumaki stał podjarany a Matsuri szukała kryjówki, Shikamaru machnął im przed oczyma dłonią.
- Pojedynek trzeci, walczyć! – krzyknął oddalając się.
Lecz nic się nie stało, blondas nadal wgapiał się w przeciwniczkę, złapał się za głowę.
- Wiesz… Jesteś kobietą, ty zacznij! – stwierdził lekko zmieszany Naruto, na widowni rozległy się niemiłe okrzyki. Shikamaru uśmiechnął się szczerze myśląc o tym samym co Temari.
- Taak… - mruknęła Matsuri, nie wiedziała jak to rozegrać by przeżyć. „Taijutsu?” spytała siebie w myślach.
      Westchnęła głośno i zaczęła biegać wokół zdezorientowanego Jinchuuriki. Co raz szybciej i szybciej, rzuciła kilkoma kunaiami. Uniknął, jakby się ocknął i utworzył kilka klonów.
„Chce taijustu to będzie je miała!” pomyślał Uzumaki, prawdziwy się wyszczerzył i wraz z jedną kopią zaczął tworzyć Rasengan’a.
- Stary numer z gaśnicą! – prychnęła szatynka. Utworzyła kilka bardzo skomplikowanych pieczęci mówiąc pod nosem ich nazwy, w loży Kage rozległ się jęk zdziwienia.
Miejsce do walki podniosło się o pięć metrów, Matsuri klęczała w jednym miejscu i przykładała dłonie do ziemi. Naruto lekko zaintrygowany rozkazał klonom ją atakować. W odpowiedzi dostał kilka kunaiów, do których przyczepiona była cieniutka nitka. Uniknął ich, dziewczyna nadal się nie poddawała. Drasnęła kawałek jego skóry, wyrzuciła nóż z krwią, daleko za siebie. Odetchnęła. Ziemia zaczęła się kruszyć, uniosła wysoko dłoń, skruszona ziemia była teraz pod jej kontrolą. Niebieskooki chciał użyć Trybu Mędrca, niestety było to zakazane, by inni mieli szanse.
- To przecież…! – pisnął Lee opierający się o barierkę na trybunach. Był zdumiony, że uczennica opanowała, w stopniu bardzo dobrym, techniki Gaary. Na pewno było jej ciężej, bo piasek jest lżejszy od ziemi.
„O cholera!” krzyknął w myślach Naruto, później uniósł kącik ust ku górze.
W jego rękach pojawiła się ogromna, niebieska kula. Zaczął biec ku dziewczynie, ta ogarnęła co chce zrobić. Nie była wstanie tego do końca uniknąć, Odama Rasengan poparzył jej ciało, w miejscu obojczyka. Jęknęła głośno, z jej ust wyłoniła się krew.
- Poddaj się teraz! Matsuri, nie chcę Ci zrobić krzywdy!
Na widowni rozległy się głosy „Zginie tam!” ; „Niech ktoś przerwie walkę” ; „Ona nie ma szans” – dziewczyna bardzo dobrze je słyszała. Miała plan, udając, że nie może się pozbierać, przyczepiła się dłońmi do ziemi. Niewidoczna aura dawała jej siłę, „wysysała” chakrę z ziemi. Naruto chciał już zrobić ostateczny ruch, niezbyt niebezpieczny – mimo chęci, utworzył małego Rasengan’a. Sunął ku czarnookiej, niespodziewanie ta odparła jego atak, dość podobną techniką… Zielona kula, stworzona z ziemskiej chakry, z właściwościami Rasnegan’a. Technika, cóż, ukradziona przez Drugiego Kazekage. Korzenie jutsu sięgały do Iwy, poprzez Ame.

      Czerwono-włosy ocknął się, spojrzał przez okno ; było już ciemno, wioska w większości uśpiona. Tego dnia postanowił nie wracać do domu, miał dużo do roboty, a domowisko bez rodzeństwa było puste i emanowało złą atmosferą.

2 komentarze:

  1. Super pierwsza!! Rozdział super. bardzo podobały mi się myśli Gaary i Naruto.

    OdpowiedzUsuń
  2. W KOŃCU COŚ NAPISAŁAŚ!!! Jestem z ciebie dumna… ;) Rozdział świetny, a teraz czekam na nową notkę na szkola-ukryta-w-tokio.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń