poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Myślę, że to już koniec.

Jak w tytule.
Nieodwracalnie... to kunic.
Odchooooooooooooooooodzę~.
Musicie mi wybaczyć :<

Kontakt - ask.fm/jakasszmatazajelamilogin
jeśli chcecie się dowiedzieć jak miałam zamiar skończyć opowieść, pytajcie na asku.
jeśli chcecie jakieś tam gg czy cuś, pytajcie na asku.


pozdrawiam. nie zapomnijcie o mnie

ODCHODZE ZE WSZYSTKICH BLOGÓW. 

czwartek, 4 kwietnia 2013

Ogłoszenie.

No to mamy problem. Straciłam wenę jeśli chodzi o Naruto, nie mogę się skupić nawet przy czytaniu waszych blogów. Także........

z kolei mam podjar HP a co za tym idzie bloga. Wiec kto ogarnia Voldemorty, Weasley'e itp. to zapraszam
Dopiero się rozkręca i szablon jest hujowy, ale tam. Druga notka będzie ciekawsza, gdyż jest już napisana. Od trzeciego rozdziału będzie akcja. Taki spojler.


Niedługo będzie nowa notka tu lub na szkole, także skomentuje wasze blogi. Dajcie mi chwilę :<

środa, 27 marca 2013

Rozdział siódmy, księga pierwsza - Nienawiść.

W końcu! Nie wiedziałam, że tak szybko sie wyrobie, szacowałam nową notkę na piątek o__O Miłe zaskoczenie.
Jestem w miarę zadowolona z tej notki, nawet długa. Scena walki niezrozumiała, bo nie umiem ich pisać.




     Kolejne kilka dni poświęcili na treningi, uzgadnianie strategii. Minęły one spokojnie, na pozór blondynka i geniusz z Liścia zapomnieli o tym co zaszło trzy tygodnie temu. Lecz w ich myślach działo się coś innego, coś czego nigdy nikt by nie przypuszczał. Młody Nara musiał jednak szybko wsadzić te myśli do szufladki z napisem „Ważne, ale na później”. W sumie to i z tym miał problem, bo nie wiedział czy sprawa nie powędrowała z mózgu do serca. Myślał – To przecież mój organizm! Mózgu, nie zrobisz mi tego! Nigdy mnie nie zawiodłeś… Czemu teraz, teraz kiedy mam ważniejsze sprawy na głowie?! Jednak wszystko niesprawiedliwie i niekorzystnie dla, zarówno, szatyna jak i powodzeniu misji, nijak nie sprzyjało. Przez dokładnie szesnaście dni był mocno rozkojarzony, ale na szczęście – po poważnej rozmowie z umysłem, stłumił te wspomnienia. Tak po prostu, kompromis polegający na chwilowemu zapomnieniu, będzie się tym martwił po ukończeniu zadania.
      Zielonooka miała, w porównaniu do Shikamaru, z górki. Wiedziała, że zemsta jest najważniejsza. Chęć pomszczenia brata została jej życiem, mimo tej tragedii, często żartowała, że zmienia się w Sasuke Uchiha. Nikt nie przeczył, chyba w każdej wiosce ludzie znali jego historię. Twierdziła także, że za parę lat, kiedy sama wytłucze nową grupę, o niej będzie tak głośno.
        Jinchuuriki Dziewięciooginastego miał niemały problem ze zrozumieniem humorków swoich kompanów, nagłe wahania nastrojów Temari nazywał, po prostu, okresem. Te straszne, kobiece dni zawsze wywoływały u niego dreszcze. Sakura bywała wtedy bardzo niebezpieczna… I agresywna… - myślał. Aczkolwiek miał problem z nazwaniem tego u Shikamaru. Odrzucił, choć nie od razu, to, że jest on kobietą. Ewentualnie kobietą w ciąży. Pozostał przy wersji „Udzielił mu się humor Temari, ten teges!” – i tak było… Dobrze.
        Dzień trzydziesty drugi. W końcu uzyskali wymarzoną współpracę, powoli mijały poważne spory. Zostały tylko te malutkie, nieszkodliwe. Drobne droczenie się Nary z kunoichi, nic więcej. Co było, naprawdę, ogromnym plusem. Całe dnie spędzali poza wioską na treningi oraz małe rozeznanie. Wbrew pozorom, nie było tak łatwo wytropić Uchihę. Wiedzieli, że muszą się pozbyć ich za wszelką cenę, to już nie była mała zemsta Wioski Piasku, a mała szarża Sojuszu.  W każdej osadzie trwały spore obrady dotyczące nowej organizacji, „prezentów” pozostawionych przez Akatsuki oraz drobnych złodziejaszków podszywających się pod mising-nin’ów rangi S.
          W dużym pokoju, na środku którego leżał niebieski dywanik  a przy sporym oknie, piaskowe biurko, siedział czerwono-włosy i przeglądał dokumentacje geninów. Westchnął przeciągle. Nie wiedział po co to robi, pewnie by zabić nudę, która jak dotąd w pracy nigdy go nie sięgnęła. Ujął w dłonie biały kubek z herbatą i upił z niego łyk. Odłożył naczynie i odwrócił się na krześle, spojrzał w okno ; było wyjątkowo zimno, co go niepokoiło. Kiedy miał się oprzeć o parapet, rozległo się pukanie do drzwi.
- Wejść. – mruknął na tyle głośno by gość go usłyszał. Nie odwracając się od szyby, słuchał przybysza.
- Otóż, Gaara-sama, nadal nie mamy wieści i rada zastanawia się by – uniósł rękę na znak by nie na chwilę zamilkła.
- Wiem o tym doskonale. Przedyskutowałem z radą to już wczoraj. – stwierdził odwracając się, uniósł delikatnie kącik ust. – Myślę, że o tym wiedziałaś. Czyżbyś… - przeciągał, zlustrował jej twarz na której pojawiało się zmieszanie. – Czyżbyś szukała pretekstu do spotkania się ze swoim ulubionym nauczycielem? – spytał się unosząc lewą brew ku górze. Jej zachowanie zawsze go bawiło, dużo ćwiczył by nie śmiać się z tego. Ta dziewczyna swoimi minami, po prostu poprawiała mu humor po stracie brata. Dużo sobie, nawzajem, zawdzięczali.
- Nie…  Ja, tylko… Bo… - spojrzała na drzwi, ucieczka była niemożliwa. – A… Jakby, no… Właśnie! – krzyknęła zdecydowana, postanowiła zmienić temat. Odchrząknęła. – Kogo wyślesz na sprawdzenie stanu misji, Gaara-sama?
No więc zmienia temat, jak zwykle. – stwierdził w myślach i spojrzał na zdjęcia leżące na szafce.
- Myślałem nad dwójką jouninów. – mruknął. – Jeśli przez następny tydzień nie dostaniemy wiadomości, wtedy wyruszą.
- Po, po… Po co?! – wyburczała z siebie, czerwona ze złości, jej czarne oczy zdawały się być jeszcze większe niż zwykle. Chudymi dłońmi zaczęła machać na wszystkie strony i próbując coś z siebie wydusić. – Przecież jestem ja! Widziałeś, Gaara-sama, jak poradziłam sobie na Egzaminie na Chuunina! Spisałam się nieźle… Prawie zginęłam, ale zremisowałam z Jinchuurikim Uzumakim… Należą mi się brawa i lepsze misje, Gaara-sama! – wyjąkała, sama nie wiedziała, że powiedziała tak wiele.
      Czerwono-włosy nie powiedział nic, uniósł tylko lewą brew ku górze i zajrzał w papiery. Zaczął coś kreślić, mazać – nie sprawiało mu to wielkiej radości, z twarzy nie schodził grymas poirytowania. Nie chciał by jego jedyna, ważna i dość napalona (na walki, bez skojarzeń! Albo z… ._. – aut.) uczennica tak ryzykowała. Gdyby stracił ją, załamałby się całkowicie. Była takim głośnym, denerwującym, kochanym, małym obiektem. Obiektem, który zawsze poprawiał mu humor. Niech będzie. – pomyślał zielonooki wręczając papiery szatynce. Ta widząc tekst wyraźnie się ucieszyła, krzyknęła „Dziękuje, Gaara-sama!” i wybiegła z biura. Były jinchuuriki mimowolnie się uśmiechnął, usiadł przy biurku i wrócił myślami do Egzaminu na Chuunina….
     Zmieniono odrobinę politykę Egzaminów na Chuunina, nie przekazując z kim będzie dany shinobi miał do czynienia w ostatniej rundzie. Ninja musi być przygotowany na wszystko, tak stwierdził Raikage i Mizukage go poparła. Normalnie Gaara także by się z tym zgodził, ale w tym razem jego uczennica startowała do ów egzaminu. Pierwszy raz, co dziwiło widząc jej wiek, lecz to przez nadopiekuńczego nauczyciela. Niby każdy potakiwał na zdania „Nie była jeszcze gotowa.” ; „Przegrana by ją zniechęciła.” ; „Nie było wiele czasu.”- w duchu, lub w towarzystwie znajomych, twierdziło się już co innego. Ba, nawet takimi „zdradzieckimi plotkarzami” okazali się Kankurou i Temari. Aczkolwiek, w końcu, Matsuri dożyła tego egzaminu. Jej umiejętności były dość wysokie, więc bez stresu podchodziła do zadań. Kiedy doszła do etapu trzeciego, była ciekawa z kim przyjdzie jej walczyć. Stojąc na arenie w Kirigakure, oparta o barierkę, była uśmiechnięta… Do czasu. Kiedy usłyszała z kim walczy, spanikowała. A kto by się ucieszył?
- Matsuri z Wioski Piasku i… Naruto Uzumaki! – na „narodowym” rozległ się znudzony głos Shikamaru, w duchu był ciekawy walki, jak każdy.
Na pole bitwy zbiegł wesoły blondynek, stanął grzecznie na ustalonym „krzyżyku” i czekał na przeciwniczkę. Ta stwierdziła, że chce żyć i, że ma dość. Podbiegły do niej dwie kunoichi Suny, żwawym krokiem, na dodatek się uśmiechały. Każdy był pewny, że będą ją uświadamiać o wadze tej sytuacji oraz, że będą ją wspierać.
- Taak… - jęknął przeciągle marionetkarz widząc spadającą czarnooką z balkonu na arenie.
„Przypomina mi kogoś.” stwierdziła w myślach Temari śmiejąc się pod nosem.
Kiedy oboje byli już gotowi, to znaczy, Uzumaki stał podjarany a Matsuri szukała kryjówki, Shikamaru machnął im przed oczyma dłonią.
- Pojedynek trzeci, walczyć! – krzyknął oddalając się.
Lecz nic się nie stało, blondas nadal wgapiał się w przeciwniczkę, złapał się za głowę.
- Wiesz… Jesteś kobietą, ty zacznij! – stwierdził lekko zmieszany Naruto, na widowni rozległy się niemiłe okrzyki. Shikamaru uśmiechnął się szczerze myśląc o tym samym co Temari.
- Taak… - mruknęła Matsuri, nie wiedziała jak to rozegrać by przeżyć. „Taijutsu?” spytała siebie w myślach.
      Westchnęła głośno i zaczęła biegać wokół zdezorientowanego Jinchuuriki. Co raz szybciej i szybciej, rzuciła kilkoma kunaiami. Uniknął, jakby się ocknął i utworzył kilka klonów.
„Chce taijustu to będzie je miała!” pomyślał Uzumaki, prawdziwy się wyszczerzył i wraz z jedną kopią zaczął tworzyć Rasengan’a.
- Stary numer z gaśnicą! – prychnęła szatynka. Utworzyła kilka bardzo skomplikowanych pieczęci mówiąc pod nosem ich nazwy, w loży Kage rozległ się jęk zdziwienia.
Miejsce do walki podniosło się o pięć metrów, Matsuri klęczała w jednym miejscu i przykładała dłonie do ziemi. Naruto lekko zaintrygowany rozkazał klonom ją atakować. W odpowiedzi dostał kilka kunaiów, do których przyczepiona była cieniutka nitka. Uniknął ich, dziewczyna nadal się nie poddawała. Drasnęła kawałek jego skóry, wyrzuciła nóż z krwią, daleko za siebie. Odetchnęła. Ziemia zaczęła się kruszyć, uniosła wysoko dłoń, skruszona ziemia była teraz pod jej kontrolą. Niebieskooki chciał użyć Trybu Mędrca, niestety było to zakazane, by inni mieli szanse.
- To przecież…! – pisnął Lee opierający się o barierkę na trybunach. Był zdumiony, że uczennica opanowała, w stopniu bardzo dobrym, techniki Gaary. Na pewno było jej ciężej, bo piasek jest lżejszy od ziemi.
„O cholera!” krzyknął w myślach Naruto, później uniósł kącik ust ku górze.
W jego rękach pojawiła się ogromna, niebieska kula. Zaczął biec ku dziewczynie, ta ogarnęła co chce zrobić. Nie była wstanie tego do końca uniknąć, Odama Rasengan poparzył jej ciało, w miejscu obojczyka. Jęknęła głośno, z jej ust wyłoniła się krew.
- Poddaj się teraz! Matsuri, nie chcę Ci zrobić krzywdy!
Na widowni rozległy się głosy „Zginie tam!” ; „Niech ktoś przerwie walkę” ; „Ona nie ma szans” – dziewczyna bardzo dobrze je słyszała. Miała plan, udając, że nie może się pozbierać, przyczepiła się dłońmi do ziemi. Niewidoczna aura dawała jej siłę, „wysysała” chakrę z ziemi. Naruto chciał już zrobić ostateczny ruch, niezbyt niebezpieczny – mimo chęci, utworzył małego Rasengan’a. Sunął ku czarnookiej, niespodziewanie ta odparła jego atak, dość podobną techniką… Zielona kula, stworzona z ziemskiej chakry, z właściwościami Rasnegan’a. Technika, cóż, ukradziona przez Drugiego Kazekage. Korzenie jutsu sięgały do Iwy, poprzez Ame.

      Czerwono-włosy ocknął się, spojrzał przez okno ; było już ciemno, wioska w większości uśpiona. Tego dnia postanowił nie wracać do domu, miał dużo do roboty, a domowisko bez rodzeństwa było puste i emanowało złą atmosferą.

czwartek, 14 marca 2013

Rozdział szósty, księga pierwsza - Nienawiść.

Cóż.. myślę, że wam się spodoba.. W końcu tak długo wyczekiwana.. To musiałam wymyślić coś specjalnego.. ^____^ Nie zniechęcajcie się początkiem ;>



     Niebieskooki prychnął nerwowo, słysząc, że nadzwyczajnie w świecie się zgubili. A najgorsze było to, że opuszczenie wioski w celu rozejrzenia się, to był jego pomysł! Jego głupia idea doprowadziła do kłótni pomiędzy nerwową Temari a leniwym geniuszem. Blondynka rano tak mu pomogła, czego oczywiście się nie spodziewał, a on odpłacił się czymś takim. Miał wyrzuty sumienia, zaczął się wahać w sprawie Sasuke, tęsknił za wioską. Krótko mówiąc, ode chciało mu się żyć. Wgapiał się pusto w drzewa przed nim, ręce bezwładnie włożył w kieszeń dresu i szurał głośno sandałami. Na dodatek pogoda im nie sprzyjała, czarne chmury oraz ulewa. Można było wpaść w niemałego dołka…
       Brunet jęknął przeciągle, szedł za swoimi kompanami. Stwierdził, że tak będzie bezpieczniej, iść koło wzburzonej kunoichi i nadpobudliwego jinchuriki to kiepski pomysł, bardzo zły, nawet. Wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów i wsadził sobie jednego z nich do ust, odpalił go srebrną zapalniczką. Przypomniał sobie Asumę, dzień w którym go poznał… Uważał to za jeden z najkłopotliwszych chwil w swoim życiu, zakończyła się zabawa a akademii. Później, przed oczyma widniał obraz jego zwłok i pogrzebu. Coś się w nim zagotowało, przyśpieszył kroku wdychając  tytoniowy dym. Nie to zły pomysł. – pomyślał, przysunął się do Uzumakiego. Uśmiechnął się by dodać mu otuchy, też było mu ciężko. Kiedy chciał coś powiedzieć, ten wybuchnął.
- To nie wina Sasuke! – wykrzyczał, blondynka gwałtownie się odwróciła. – Waham się… A może…
- Naruto. – bąknął Nara, położył mu swoją dłoń na ramieniu. – Przerabialiśmy to. Był świadomy tego co robi. Nie chcesz go zabijać, nie musisz. – spojrzał na dziewczynę. – Nawet jeśli chciałbyś to nie ma szans, jego śmierć jest zarezerwowana.
- Ale on został…
- Nie, Naruto, nie. – zaprzeczył czarnooki, wziął głęboki wdech. Nie chciałem wspominać o świętej pamięci Jirayii, ale chyba nie mam wyjścia. Usunął papierosa ze swoich ust. – Sasuke był w Akatuski, a za ich sprawą zginął Pan Jiraya, nieprawdaż? – zapytał się spokojnie.
- Nagato pragnął pokoju, wiń Tobiego! – zbulwersował się lisiaty.
- Słuchaj mnie, – tu wtrąciła się zielonooka. – Sasuke poszedł za Tobim, trzyma jego stronę do teraz! Nieważne, że go już nie ma. Nie znamy jego teraźniejszych celów, ale na pewno nie będą nam sprzyjać. Rozumiesz?
      Zrozumiał, aż za dobrze. Zapiął swój dres pod samą szyję, odetchnął głośno, przetarł czoło mokre od deszczu i uniósł kciuk ku górze. Podnieśli go na duchu, wydawałoby się. Przecież każdy ma chwilę słabości, prawda? Mimo to, nadal był mu przykro – awantury w ich wypadku, stanowczo pogarszają sytuację. Po dość długiej wędrówce, powrócili do tymczasowego domu, cały przemoczeni, zdenerwowani i… ranni. Niestety, wędrówka nie minęła tak sielsko jak sobie wyobrażali. Spotkali młodych, na oko piętnaście lat, złodziejaszków. Okazali się nie tacy słabi jak przewidywali, było dziesięciu „złych” i trzech „dobrych” oraz, gdyby nie mózg Shikamaru i umiejętności Temari i Naruto, zginęliby szybko. To nie była jedyna przyczyna ich złego humoru, Kakashi wysłał psy ninja by odnaleźli Uchihę – niestety, nawet Pakkun ze swoją ekipą nie byli w stanie go wywęszyć. Prawdopodobnie są w kryjówce Orochimaru, w miejscu nieszczęsnej misji Sojuszu. Pech w tym, że ów miejscówka jest niezwykle niedostępna. Trzeba specjalnych umiejętności by wyczuć gdzie są pieczęcie zabezpieczające wejścia. Na dodatek ranga mising-nin’ów wchodzących w skład nowej grupy. Było co najmniej źle i upierdliwie. Nie mieli porządnej strategii, było ich troje : Geniusz Shikamaru z niezbyt wielką siłą, Temari jako świeży jounin i najsilniejszy z nich, Naruto który był jinchuriki. Znał wiele niesamowitych technik, ale oleju w głowie mu brakowało. Niestety i odwagi by podnieść rękę na przyjaciela… Mimo wszystko przyjaciela z team’u , dla którego trenował przez prawie trzy lata, chciałby było jak kiedyś. Wiedział, że jego nadzieje nigdy się nie ziszczą, wziął się w garść. Musiał, każdy na niego liczył. Nawet Sakura, która o dziwo, popierała innych. Przecież to ona, przez te wszystkie lata była oddana Sasuke, nigdy nikt nie wątpił w jej miłość, lecz po wojnie wszystko się zmieniło. Zobaczyła, że po śmierci Tobiego i Madary, on jest liderem zła wśród świata shinobi.
        Blondynka głęboko westchnęła wychodząc z pod prysznica, ostatnio nic ją nie cieszyło, bo niby dlaczego? Nic się już nie układało, nie było tak jak kiedyś. Te, jak sama twierdziła, słodkie kłótnie już ją nie rozbawiały, a irytowały. Zabicie Uchihy to był jedyny cel, którego przez tak długi cel nie osiągnęła. To było najgorsze, jej chore ambicje przeradzały się w coraz większe porządnie zwycięstwa. Była gotowa zrezygnować ze wszystkiego by pozbyć się Sasuke. Uśmiechnęła się ironicznie, roziskrzonymi tęczówkami spojrzała w lustro. Shikamaru. No właśnie, młody Nara, nie wiedziała już sama co o nim sądzić. Było jak zawsze, ale czuła, że inaczej. Cholerne masło maślane! Co to ma być? Na pewno nie miłość. Bóg wie co to było. Przewiązała się szarym ręcznikiem i otworzyła drzwi od łazienki, ruszyła do swojego pokoju, międzyczasie wymieniając parę, dość miłych, zdań z właścicielką domu. Kiedy weszła do pomieszczenia, tymczasowo jej, zobaczyła czarnookiego chłopaka leżącego na łóżku. Spał. Rozjuszona blondynka szarpnęła go.
- Shikamaru! – krzyknęła zbulwersowana, co to znaczy, że on wchodzi sobie tu i śpi?!
Ten obudził się i przetarł oczy, uśmiechnął się zuchwale i wyciągnął ku niej dłoń, w odpowiedzi dostał dumne prychnięcie. Zachichotał i wstał, podszedł do niej.
- Nienawidzę Cię, wiesz? – spytała się go chowając głowę w jego torsie. Przygryzła wargę wciskając głowę w jego koszulkę.
- Wiem, wiem. – oznajmił uśmiechają się, objął ją. – Masz zamiar – nie dokończył, zielonooka pocałowała go. Zdziwiony oddał pocałunek, zabłądził dłońmi po jej ciele. Ona, jakby ją coś opętało, zachciała więcej i więcej. Zsunęła z niego ciemną koszulkę i musnęła go ustami w szyję. Czemu miał być gorszy? Dać się zdominować kobiecie? O nie. – pomyślał i uśmiechnął się szeroko, uczynił z nią podobnie ; pozbawił ją górnej części garderoby i wpił się w jej piersi, gdzieniegdzie pozostawiał niemałe malinki, spojrzał w jej oczy pytająco. Ta siknęła głową, godząc się na dalsze działanie. Brunet, już lekko podjarany, ściągnął jej spódniczkę i zajął się niższymi partiami ciała siostry Kazekage. Po niedługiej grze wstępnej, wszedł w nią szybko, ta jęknęła głośno. Wchodził i wychodził, co raz szybciej, co raz gwałtowniej do czasu, gdy on i jego kompanka nie doszli. Spoczęli razem na łóżku, odwróceni do siebie plecami jak stare dobre małżeństwo, nie mówili nic. To nie miłość. – pomyśleli oboje. 


Końcówkę pisałam przy "Love forever" Słonia więc wiecie.. Cud, że się nie pozjadali XDD

niedziela, 10 marca 2013

2 tysiące wyświetleń, kochani! :D

Chciałabym wam za to podziękować, bo 2 tyś, od 3 stycznia to sporo. Nieprawdaż? :3
Jestem zdziwiona, że ktokolwiek chciał czytać moje wypociny.. Byłam pewna, że będę się jarać małymi liczbami statystyk i pisać dla samej siebie. A tu takie miłe zaskoczenie C: Wiem, wiem.. Fabuła coraz bardziej się lepi a i rzadko nowe notki. Powód? Brak weny. Mimo, że znam pomysł na zakończenie bloga (napisałam już epilog więc pozdro) to mam problem z teraźniejszą akcją. Ale.. Ale film się jeszcze nie kończy. Niedługo i notka się pojawi, obiecuję - długa i (w miarę) ciekawa. :>
Teraz postanowiłam pokazać wam moje prace, zarzucić ciekawymi linkami. I oczywiście jeszcze raz, gorąco podziękować !









 ^ LAJKOWAĆ FANPEJDŻA!!!



 Na dodatek, moje (nieudane i w sumie niedokończone) rysunki :
(data to fejk, durny aparat)
http://www.bankfotek.pl/view/1217306
http://www.bankfotek.pl/view/1217307
http://www.bankfotek.pl/view/1217309
http://www.bankfotek.pl/view/1217310


piątek, 1 marca 2013

Rozdział piąty, księga pierwsza - Nienawiść.

Roooooooooooozdział strasznie krótki, ale dawno nic nie było... Dlatego godzinę temu powiedziałam sobie "No, czas coś naskrobać by o sobie przypomnieć." Tak więc jest.
Strasznie krótki, ale co tam. Wcześniejsze były strasznie mdłe, a to przecież księga nienawisci - obiecuje, do końca sezonu będzie mnie ShikaTema *buuuuuuuuuu* Tak, wiem, tez was kocham. Ale w drugim sezonie zmieni się akcja i wgl... ^^
Jutro popracuje nad zmianą szablonu, będzie niemała zmiana wyglądu.
Ale to jutro. Na razie macie noteczke, krótką i nawet okej. Miłego czytania ;*



    
   Letnie, delikatne słońce wprosiło się do niewielkiego pokoju oświetlając przy tym twarze dwóch młodych shinobi. Chłopak nadal smacznie spał, druga postać zaś wgapiała się w niego. Cholera… To chwila słabości! Tylko słabości! Ludzie, kiedy są przygnębieni szukają wsparcia u innych. Temari, pogódź się z tym… Poza tym to tylko chwila słabości, nic więcej. – w jej głowie rozgrywała się mała wojna, pozytywne uczucia szarżowały na negatywne. W ostateczności wygrały gorsze. Uniosła kącik ust w geście zadowolenia, w końcu się przekonała. Spojrzała ponownie na kompana, pomyślała – Ale pomógł mi się pozbierać… Nie wypada bym była dla niego niemiła. Będzie, jak było wczoraj. Tak, postanowione! Wstała z łóżka, przeciągnęła się patrząc w okno, a właściwie w otoczenie domu. Westchnęła i wyszła z pokoju. Na korytarzu spotkała staruszkę która, jak zawsze, szczerzyła się do niej przesympatycznie.
- Dzień dobry. – mruknęła w jej stronę blondynka. Chwile później zorientowała się, że była w letniej piżamie. Podrapała się po głowie – Właśnie byłam budzić Shikamaru, ale… Ale to chyba niemożliwe!
- A witaj dziecko. – odpowiedziała szybko wsłuchując się w następne zdanie, skrzyżowała ręce na piersi. – Ach tak. Rozumiem. – dodała starając się udać oburzoną, ale jej to nie wyszło. Roześmiała się wesoło. – Na stole jest śniadanie, czeka tam już twój kolega. Uważaj, jest lekko przybity.
- Uhm, dobrze. – kiwnęła głową, kiedy chciała spytać się o wioskę, kobieta zniknęła w dalszej części domu. Ciekawe co Uzumakiemu…
Nie minęło wiele czasu do pojawienia się zielonookiej w jadalni, zobaczyła smutnego blondyna patrzącego się z goryczą na pewną fotografię. Cichutko podeszła do niego, spojrzała na kawałek papieru.
- Sakura, ta? – w odpowiedzi dostała kiwnięcie głową. Na zdjęciu znajdowała się dobrze jej znana kunoichi, różowe włosy miała spięte a ozy roziskrzone. Po otoczeniu wywnioskowała, że to w jakimś barze Konohy. Bywała w wielu kiedy Shikamaru oprowadzał ją po wiosce. I znów ten Nara, pf! Nie myśl o nim! – skarciła się w myślach. Ponownie spojrzała na niebieskookiego. – Tęsknisz, co?
- Ta… Tęsknie za wieloma osobami, ale za nią najbardziej. Dziwne, dopiero co zaczynamy naszą misję a mi jej już tak brakuje. Dlaczego nie mogła pójść z nami? Pomoc medyczna by się przydała! – stwierdził jeszcze bardziej zdołowany, po chwili ciszy jakby go oświeciło. – Chociaż, nie mogę być samolubny. To bardzo niebezpieczne zadanie, a ona musi pomagać innym osobom. I dlatego jest taka niesamowita!
- Hm… Rozumiem. Masz racje, musiała zostać w wiosce. Przecież nie wyciągniemy jednej z najlepszych medyczek z wioski, bo jakiejś tam Temari zachciało się mścić na Akatsuki. – mruknęła siadając do stołu, wzięła kromkę chleba. – Czyż nie?
- To nie tylko jakaś tam zemsta na Akatsuki… To także uwolnienie się Konohy od Sasuke!
Kunoichi spojrzała na niego zdziwiona, a po chwili roześmiała się.
- Wiesz co? Masz rację. A co, my też czasem możemy być samolubami. Jesteśmy elitą wśród shinobi! I mamy prawo do własnych zachcianek. – jej słowa widocznie podniosły na duchu Uzumakiego. – Załatwmy Sasuke jak najszybciej i wracamy do naszych osad.
- O co ja słyszę? – w jadalni rozległ się męski głos a także ziewanie. – Elita się buntuje, chyba komuś odbiła szajba…
- Shikamaru!  - jęknął zbulwersowany jinchuriki. – O której wyruszamy do Otogakure?
- Hm… Nie wiem.
- Co ja słyszę, dzieciaki już mnie opuszczają? Co za pech… - w pomieszczeniu pojawiła się staruszka, trochę zasmucona tym faktem. – Temari, obiecaj Gaarze, że przywlekę moje stare kości na jego ślub! Tak, czekam na to. -  młodsze towarzystwo parsknęło śmiechem, zwłaszcza posiadaczka wachlarza i lisiasty. Młody geniusz próbował trzymać fason, nawet po czymś tak komicznym nie lekceważyć Kazekage.  – Powiedziałam coś śmiesznego? Myślałam, że na to się zanosi… Kiedy ostatnio byłam w Sunie, miał swój niemały harem.
- Istotnie. – stwierdziła kunoichi. – Ma swój „niemały harem”, ale to raczej nie są poważne dziewczyny. Takie małolaty! Wiadomo, przywódca wioski do tego młody… Chociaż nie, jest taka dziewczyna która, muszę przyznać, wydoroślała i mogłoby być coś z tego, gdyby nie jedna przeszkoda. – urwała, napiła się herbaty. – Mianowicie, Gaara jest w stu procentach nieuświadomiony. A kiedy się dowie to najprawdopodobniej padnie na zawał. Powiedzieć o tym miał mu… Kankurou… - przełknęła ślinę, towarzystwo spoważniało. – Ale niestety. – dodała podnosząc dumnie głowę. To normalne w świecie shinobi.
   Po śniadaniu ruszyli na ostatnie zwiady i zakup broni. Temari nie spuszczała wzroku ani na chwilę. Przestała się użalać nad tym co się stało, czas na zemstę. Prawdziwą…I okrutną.
 

wtorek, 26 lutego 2013

Ważna informacja.

A nawet dwie ! :D Proszę o uwagę, nie będę powtarzać.

1.
Brak weny = brak notki. Musicie poczekać dłuższą chwilę...

2.
*reklama* ZAPRASZAM NA http://www.yourpassion.pun.pl/ !!! GŁÓWNIE DLA OSÓB KREATYWNYCH, OBOJĘTNIE CZY LUBISZ HARREGO POTTERA, NARUTO, BLEACHA CZY NAWET ŻÓŁWIE NINJA. Forum się dopiero rozkręca, jest parę fajnych pomysłów, ale brakuje userów. Jestem dostępna pod nickiem Pedo~


Nie zapomnijcie o blogu Gapp's wife. Coraz mniej wejść strasznie jest mi smutno z tego powodu :< Na dodatek tylko jeden komentarz do wale w tynkowych łanszotów.. Jeśli przeczytaliście i nie podobał się wam, to proszę - napiszcie co w nim nie tak, człowiek uczy się na błędach. Amen. Ave szatan.

Drugi, mniej poważny blog : szkola-ukryta-w-tokio.blogspot.com

czwartek, 14 lutego 2013

` Walentynkowe historie. (oraz z okazji ponad tysiąca wyświetleń)

Jak mówi nazwa.
Jestem naprawdę zaskoczona, że zaszłam tak daleko. Q___Q Dziękuje . *-*
Lecz mam zły humor. Why? Nie, nie walentynki (chociaż w sumie.. forever alone) chodzi o to, ze nieźle mnie wkurwili w szkole. Ostatnia lekcja - (o zgrozo!) religia. Pieprzenie o aborcji. Lepszego tematu nie mogła stara kurwa znaleźć. NO SORRY, ŻE TAK BRZYDKO MÓWIĘ, ALE JEŚLI LEKCJA POTRWAŁABY O MINUTĘ WIĘCEJ TO ROZJEBAŁABYM JEJ ŁEB.... Chodzi o to, że ja mam swoje poglądy i jestem z nich dumna, nikt mi ich nie zabierze. A na dodatek jestem osobą nietolerancyjną, więc odbieram wszystko co kłóci się z moją polityką, co najmniej źle i agresywnie.
Miało być o dwie historie więcej, ale nie zostały dostarczone. T^T W nawiasie napisany jest autor danej opowieści.
Miłego czytania :*


Historia I (autorka Eff, dziękuje <3)

- Czemu mnie tu przyprowadziłeś, Gaara? - mruknęła cicho szatynka unosząc brew ku górze. Czerwonowłosy jednak nic nie odpowiedział. Z reguły nie był przy niej gadatliwy. Taak, nareszcie była okazja, kiedy trenowali razem rozpadało się, więc Gaara nie mówiąc nic, poprowadził do domu Matsuri. Zawsze się w niej podkochiwał, niezła laska z niej była w sumie, tylko miała trochę małe cycki, ale w sumie..lepsze to niż cycki Tsunade. Usiadł sobie wygodnie na kanapie i wskazał ręką na miejsce obok by dziewczyna usiadła. Ona dość nieśmiało usadziła się przy boku niebieskookiego. Był całkiem fajny, tylko przy niej dość mało mówił. Było jej trochę przykro, że przy innych zachowuje się inaczej, a przy niej jest taki osowiały. Zamienili teraz może ze dwa słowa, po czym No Sabaku spojrzał jej głęboko w oczy. Matsu niezbyt zrozumiała o co mu chodzi, nie była dobra w takich rzeczach, aż do..Czerwonowłosy pocałował ją lekko w usta. Ona płaczliwie oddała pocałunek i się zaczęło. Gaara posadził ją u siebie na kolanach i połączył ich wargi. Po chwili jego język przesuwał się po jej wnętrzu ust. To było nieco ohydne, ale i pociągające. Pomyślała, co może się stać za chwilę, ciarki przeszły jej po plecach, jednak postanowiła się zdać na niego. On raczej nie myślał teraz o niczym, błądził dłońmi w jej brązowych włosach i zatapiał swój język z jej językiem. Nie minęło kilka minut jak rozpiął jej wilgotną bluzkę. Zsunął ją z niej aż do bioder. Za moment zdjął jej spodnie. Matsuri jakoś dziwnie nie chciała współpracować. Próbowała zaciskać nogi, ale nie udawało jej się, bo siedziała okrakiem na kolanach Gaary. Chłopak zdjął sobie sam bluzkę i resztę ciuchów. Oboje zostali w samej bieliźnie. Położył się na kanapie, po czym rozpiął jej stanik i ułożył ją na sobie. Pozostała w samych majtkach, co ją onieśmieliło, bo na jej bladych policzkach pojawiły się rumieńce. Jego zaś to jeszcze bardziej podnieciło. Obie dłonie powędrowały na jej piersi i zaczęły je ugniatać i podszczypywać. Oddech Matsu gwałtownie przyspieszył, nie wiedziała, że wkrótce jeszcze bardziej przyspieszy. Zaczął zaciskać usta na jej szyi oraz obojczykach. Jego bokserki wzniosły się lekko. Jedną ręką sunął po talii szatynki, aż do bioder i do wewnętrznej części ud. Zaczął je gładzić i łaskotać. Dziewczyna mimo swojej nieśmiałości i strachu zaczęła się domagać by wreszcie ręka trafiła na odpowiednie miejsce.
- Gaa.. - nie zdążyła dokończyć kiedy jego lodowata dłoń ułożyła się w jej wilgotnych majtkach. Zaczął szczypać ją i poruszać się w niej palcem. Jednak nie chciał żeby teraz doszła. Zsunął z niej koronkowe majtki i swoje bokserki i wszedł w nią gwałtownie. Matsuri jęknęła głośno i zarumieniła się bardziej. Po chwili jęczała już coraz szybciej i głośniej. Gaara również jęczał i stękał. Dłońmi macał jej małe piersi jednocześnie wchodząc w nią i wychodząc. Matsu zaraz doszła, jednak wiedziała, że czerwonowłosy nie skończy póki sam nie dojdzie. Jednak nie trwało to długo. Jeszcze kilka pchnięć i niebieskooki opadł zmęczony i zasnął. Tymczasem Matsuri ubrała się w bieliznę oraz jego suchą bluzę z szafy i siedziała w kuchni nie wiedząc co ma do chuja zrobić.


Historia II (autorka Gapp's wife)
- Shikamaru, co ty...?!
Ten nic nie odpowiedział, a uśmiechnął się szeroko. Nie rozumiała o co chodzi, była stanowczo za blisko - obejmował ją mocno. Piękna sceneria, las pełen pachnących kwiatów i dojrzałych owoców na granicy Kraju Dźwięku z Krajem Rzek. Akurat wracali z misji sojuszu, Temari jako ambasadory Piasku szła wraz z Narą ku Konosze. W pewnym momencie, zupełnie niespodziewanie, zaczął mówić o uczuciach względem wielu ludzi i tak po prostu ją przytulił.
Teraz stali tak wpatrzeni w siebie, nie wiedząc co powiedzieć. W końcu głos zabrał Shikamaru szczerząc się.
- Temari... Wesołych walentynek. - rzucił i cmoknął ją w policzek. Reszta drogi minęła w ciszy która otaczała dwóch zakochanych w sobie ludzi.


Historia III (autorka Gapp's wife)
- Na-Na-Na-Na-Naruto-kun...! - jęknęła brunetka w stronę swojej życiowej miłości. - Bo... Wiesz... Bo... Dziś walentynki i.. i.. - wyburczała pod nosem rumieniąc się, nie wiedziała jak skończyć. - Dziś s..są walentynki i.. i wiesz...
- Tak, wiem, Hinata-chan! - krzyknął niemalże na całą wioskę blondasek, machnął dłonią - Właśnie umówiłem się z Sakurką. Nara, Hinata! - pożegnał się po czym zniknął. Dziewczyna tak się załamała, że się zabiła. 



Historia IV (autorka Gapp's wife)
- Yahiko, muszę Ci coś powiedzieć! - krzyknęła zrozpaczona niebieskowłosa kobieta, mokra od deszczu.Wiedziała, że niebo ją żałuje. Ją i jej przyjaciół, Yahiko i Nagato. Jutro ma się odbyć spotkanie z władcą Amegakure, Hanzou. Wiedziała, że ktoś z nich zginie - Nie chcę by któryś z was umarł, nie możemy tak ryzykować...
- Ani mi, ani Nagato nie stanie się nic złego - zaczął. - a nawet jeśli to wroga dywersja to w słusznej sprawie!
- Zaryzykujesz? Nie możecie mnie zostawić. Poza tym..
- Ci... Nic się nie stanie! - dodał głośniej, uśmiechnął się wesoło i przysunął do złotookiej. Ta z lękiem wtuliła się w jego tors, napawała się jego zapachem jak gdyby to ostatni raz była blisko.
- Boję się. - rzuciła tępo gapiąc się w niebo, ogromne pioruny strzelały w małe domki na obrzeżach Amegakure. W końcu kobieta otrząsnęła się i oderwała się od partnera.
- Ej Konan, nie smuć się! - krzyknął kładąc dłoń na jej ramieniu. - Przecież dziś są walentynki, a ty martwisz się jutrem. Nie z takich kłopotów wychodziliśmy cało... Prawda! - stwierdził, zaczął grzebać po kieszeniach. - Jeśli umrę, Nagato się Tobą zajmie. - zażartował śmiejąc się. Takich "dowcipów" nienawidziła najbardziej, nikt nie mógł zastąpić Yahiko.
- Nawet twoim dzieckiem? - zapytała krzyżując ręce na piersi.
- Dzieckiem? - zaśmiał się, lecz nagle go oświeciło. - Konan, ty... Jesteś w ciąży?
Nie czekał długo na odpowiedź, złotooka chwyciła jego dłoń i położyła na swój, jak na razie, płaski brzuch. Widać, że się ucieszył. Niesamowicie. Pocałował ją czule w usta tuląc. Nastał nowy dzień...
„Jak gdyby to ostatni raz była blisko...


Historia V (autorka Gapp's wife - jedyne z czego jestem średnio zadowolona)
Wstać. Przeżyć. Iść spać. Naprawdę? – tak się nie da, to niemożliwe. Prędzej czy później i tak się zakochasz. Szczęśliwie czy nie i tak to nadejdzie. Poznałem dziewczynę. No dobra, przez dłuższą chwilę. Parę dni. Dokładniej, trzy miesiące wgapiałem się w nią. Zawsze w poniedziałek, środę i sobotę bywała w jednym z supermarketów. Miała charakterystyczną jasnoniebieską czapkę. Zimówka. Zima w tamtym roku zaczęła się wyjątkowo szybko, bo w listopadzie. Ludzie ogrzewali się gorącą czekoladą bądź swoją drugą połówką. Strasznie dołujący widok – szczęśliwcy wtuleni w siebie nie zwracający uwagi na minusową temperaturę, szepczący sobie słodkie słówka. Żenada i tak skończy się to szybciej niż zaczęło. Zaczną się kłopoty, kłótnie. Na końcu i tak dziewczyna pójdzie do rodziców czy przyjaciółek, a chłopak będzie pił najtańsze wino twierdząc, że to ostatnia butelka. Stoczy się, a kiedy zahaczy o dno – historia się powtórzy. Pozna nową, cudowną kobietę. Straci dla niej rozum, zapomni o przeszłości, zacznie nowy rozdział. I nie wiadomo czy stwierdzi, że to jest „to” i nastąpi happy end. Wychodzi na to, że każdy musi choć raz zakochać się nieszczęśliwie. Właśnie tego się obawiałem, rozważałem każdą możliwą opcję. Zawsze o tej samej godzinie siedziałem na ławce przy kwiaciarni i szukałem niebieskiej czapki. Dopiero po miesiącu obserwacji odnalazłem jej oczy, spojrzałem na twarz. Nie była zbyt stara, na oko dziewiętnaście lat. Czerwone, lekko przelęknione oczy zza okularów patrzyły w moje. Byłem zbyt blisko. Na rozluźnienie atmosfery chciałem coś powiedzieć lecz zza czerwonookiej wyłonił się znajomy brunet, mój brat. Bąkał coś pod nosem, trzymając lewą dłoń na jej ramieniu. Nie miałem z nim dobrych stosunków, spojrzałem na niego piorunującymi tęczówkami. Nigdy nie miał dobrego stylu, czarne rurki, granatowa kurtka z pod której wystawała ciemna koszula. Emo – jak to młodzież mówi. Nie byłem już taki młody jak ten siedemnastoletni gnojek. Pięć lat to chyba spora różnica, nie? W każdym razie nie nadążałem za nim i za jego wybrykami, mogę zaryzykować stwierdzeniem, że większość dziewczyn chciało go mieć. Dlaczego? Tego nie wiem. Chociaż kiedy ja byłem młody było tak samo… Młody, jak to zabrzmiało.
Ona. Odchodzi. Ulegle za moim głupim, młodszym bratem. Naprawdę się zakochałem. To przecież nielogiczne. Jak? Nigdy z nią nie rozmawiałem, nie wiem jak się nazywa, jak brzmi jej głos… Spojrzałem na dwie sylwetki oddalające się ode mnie. Westchnąłem cicho i obróciłem się na pięcie. Przede mną stała moja dziewczyna, piorunowała mnie wzrokiem. Nic nie mówiąc, ominąłem ją i ruszyłem do wyjścia. Krzyknęła na cały sklep, że jestem draniem i to koniec. Zawsze tak mówi. Później wraca z płaczem wmawiając mi niestworzone rzeczy. Z obojętnością wybaczam jej te przezwiska. Dlaczego? Jest to dość nowoczesna dziewczyna, nie prosi się o ślub czy dzieci. Mieszkamy osobno. Nie zaprasza mnie na obiady do rodziców. Więc czemu miałbym ją zostawić, zostawiła dla mnie męża i dziecko. Była starsza, dokładnie o cztery lata. Jak na matkę wyglądała całkiem przyzwoicie – duży biust, delikatne wcięcie w talii. Zazwyczaj nosiła spódniczki i koszulki na ramiączkach. Swoje długie, czarne włosy pozostawiała w małym nieładzie, duże i krwiste oczy patrzyły z dystansem na świat. Często roniły łzy mające za zadanie zatrzymanie mnie. Nie działało to na mnie.
„Okropny drań! To koniec… Koniec z nami, definitywnie!”
I tak jak przypuszczałem – przybiegła z powrotem, po paru tygodniach. Wybaczyłem, bo co miałem zrobić. Spojrzałem ukradkiem na widoki za oknem, całkowicie ignorując rozebraną partnerkę leżącą na łóżku. Pomyślałem, że fajnie by było spotkać czerwonowłosą. Tak po prostu… Iść ulicą i odnaleźć w tłumie niebieską czapkę. Uśmiechnąłem się pod nosem rozglądając się po mieszkaniu w celu odnalezienia czegoś do picia. Brunetka nie dawała za wygraną, nie współżyli od listopada – rozpoczął się luty. Złapała moją dłoń ciągnąc mnie do łóżka, dałem za wygraną. Stosunek ciągnął się i ciągnął. Nie rozumiem po co te wszystkie ulepszenia, przeciąganie. W końcu skończyliśmy. Wstałem z łóżka i poszedłem do kuchni, otworzyłem lodówkę. Jęknąłem cicho. Znów wylała moje whisky. Nie rozumiem jej do dziś. Rządziła się się w nie swoim domu, pozwalała sobie na dużo. Bardzo dużo. Nie wiedząc co ze sobą zrobić postanowiłem się przespać. Szara niedziela zmieniła się w pełen nadziei poniedziałek. Południe minęło bez problemowo. Po pracy, tradycyjnie udałem się do supermarketu, przysiadłem na ławce koło kwiaciarni Yamanaka. Rozejrzałem się. Nie było jej. Spojrzałem na zegarek – za piętnaście szesnasta. Zdenerwowany wstałem i wyszedłem ze sklepu. Spodziewałem się najgorszego, kichnąłem. „Cholerna pogoda!” myślałem. Szedłem co raz szybciej i szybciej. Doszedłem do baru w którym pracowałem, właścicielami byli moi dwaj kumple – Sasori i Deidara. Moja robota polegała na przychodzeniu rano i ogarnięciu finansów oraz wieczorem by dokonać podobnego. Chwyciłem za klamkę, jednak powstrzymałem się przed wejściem do środka – usłyszałem znajomy głos. Młodzieńczy, ale zachrypnięty. Wyraźnie się awanturował, bo wyraźnym dźwiękiem był krzyk Deidary. Nagle umilkli, postanowiłem wkroczyć. Otworzyłem drzwi, a moim oczom ukazali się właściciele, mój brat Sasuke oraz dziewczyna przy której leżała niebieska czapka – szczerze mnie zatkało. Chciałem podejść, poznać ją… Nie potrafiłem, pierwszy raz w życiu po prostu stchórzyłem. Siedziała przy barze i wyraźnie próbowała uspokoić towarzysza, lekko podirytowana. Odwróciła się w moją stronę i delikatnie się uśmiechnęła, widocznie chciała coś powiedzieć, ale mój głupszy braciszek jej na to nie pozwolił – zaczął się jeszcze bardziej wydzierać, to na mnie, to na Deidarę czy Sasoriego. Nie przejmowałem się tym zbytnio, młody musi się wyszaleć. Nie zwracałem na niego większej uwagi dopóki nie zaczął się kłócić z czerwonooką. Ciśnienie mi skoczyło kiedy odważył się podnieść na nią rękę. Odskoczyła. Odetchnąłem z ulgą, już nie tak obojętnie. Szybkim i zdecydowanym krokiem podszedłem do brata, złapałem go za koszulę i wykrzyczałem parę ostrych słów. Spodziewałem się, że czerwonooka naskoczy na mnie, będzie bronić mojego brata. A ta? Uśmiechnęła się. Wyjątkowo… pięknie. Ten uśmiech prześladuje mnie do dziś. Po niemałej sprzeczce wywaliłem bruneta za drzwi, ona zaś wzięła swoje rzeczy i podziękowała mi cicho. Wyszczerzyłem się, pierwszy raz w życiu, jak debil przymykając oczy. Nie ominęło się oczywiście bez komentarzy właścicieli lokalu. Prychnąłem i wyszedłem. Gdzie miałem iść? Do domu, chyba… Pomyślałem, że raczej nie będzie tam mojej partnerki. Kolejne dni mijały w miarę spokojnie, tak jak zazwyczaj. Po pracy udawałem się pod kwiaciarnię i wgapiałem się w posiadaczkę niebieskiej czapki. Pewnego poranka wstałem z łóżka i skacowany otworzyłem drzwi natrętnemu gościowi – moja dziewczyna. Rzuciła mi się na szyje krzycząc jak mnie kocha i jak będziemy się… No, współżyć. Spytałem co to za dzień, bo jeszcze wczoraj się ze mną kłóciła. A ta z brakiem „focha” pisnęła, że to Walentynki – święto zakochanych czyli nas. Przekazałem jej w dość delikatny sposób, że nie mam ochoty na tego typu rzeczy, ta oczywiście zaczęła histeryzować i płakać, że jej nie kocham i nie zależy mi na niej (co było w stu procentach prawdą). W dość niedżentelmeński sposób wywaliłem ją za drzwi i ubrałem na siebie „dobre” ciuchy. Ruszyłem w miasto. Po co? By spotkać niebieską czapkę, piękną okularnicę. Błądziłem po ulicach Tokio, gdzie nie spojrzeć – wesołe twarze, splecione dłonie, kwiaty, czerwień. Można było usłyszeć słodkie słówka, zobaczyć pary w jednoznacznych pozycjach na ławkach w parku. Niewiarygodne, być tak szczęśliwym. – cały czas myślałem zrezygnowany. Uniosłem głowę ku chmurą, pytałem siebie w myślach po co istnieje aż nagle potrąciłem kobietę. Natychmiast zwróciłem na nią uwagę. Jakaś staruszka, przeklinałem życie za to, że to nie czerwonowłosa. Pomogłem poszkodowanej wstać i szedłem dalej. Pomyślałem, że wybiorę się do baru „Pod dziwkarską sztuką” – ta dwójka zawsze miała kreatywne łby, ale niezbyt dobrze pracowało się w takim miejscu. Nieważne. Wpełzłem cicho do środka, rozejrzałem się z nadzieją. Nic. Podszedłem do baru, z dalekiego dystansu rzucając „Jeden Grant’s z lodem” na co śliczna barmanka odparła jakimś pisknięciem. Usiadłem przy blacie czekając na mojego drinka, spojrzałem na postać siedzącą koło mnie – całkowicie mnie zatkało. 


To tyle, pozdrooooooooo ;*
Nowy rozdział.. Nie wiem kiedy będzie, bo nie mam zbyt weny oraz zaczynam czytać Fair Tail. :<